piątek, 9 grudnia 2011

Podróże świadomości - Tor druidów



Jestem pastorem i służę kościołowi. Pojawiam się w jaskini i dostrzegam moich opiekunów. Tym razem są to wysocy dostojnicy kościelni. Ubrani w odświętne stroje, długie pozłacane sukmany, na głowie zdobione mitry. Witam ich serdecznie po czym udaję się na brzeg jeziora żeby przystąpić do mojego zadania. Przyciągam oczami światełko, które usadawia mi się na czole na wysokości trzeciego oka. Swiatełko zamienia się w kulę, do której wchodzę swoją świadomością. Jestem w kuli i zaczynam się unosić, dostrzegam, że jaskinia zamienia się w ogromny kosciół. Uniosłam się pod sam szczyt tej kaplicy, przygladałam się pięknym witrażom i malowidłom. W miedzyczasie czesto pojawial mi sie obraz malej podalpejskiej lub alpejskiej miejscowosci, w Szwajcarii, Austrii lub Niemczech. Widzialam domy, czesciowo pokryte sniegiem gory, kosciol. Obrazy mogace pochodzic ze sredniowiecza, ale mogly byc takze wspolczesne. Tuz przed calkowitym opuszczeniem koscielnej jaskini oblecialam lotem ptaka cala kule ziemska. Takze symboliczne obrazy. Bylam w indyjskiej swiatyni, w Tybecie,  Afryce, Brazylii, Watykanie, potem przenioslam sie autentycznie w sredniowiecze. Obraz mial kolory brazowe, szare i czarne. Nie widzialam zadnych innych kolorow. Znalazlam sie w roznych miejscach, ale zawsze byly to iejsca zwiazane z kosciolem. Klasztory, zamczyska, koscioly. W pewnym momencie przyblizylam sie do kamiennego sarkofagu, kamiennego ciala, zblizylam sie na milimetry do twarzy po czym weszlam do srodka tego kamiennego ciala. Wydostalam sie na zewnatrz jako ksiadz w dlugiej brazowej sukmanie, idac do jakiegos domu w miasteczku. Otworzono mi, weszlam do domu i udalam sie prosto do pokoju, w ktorym w lozku lezal bardzo stary umierajacy mezczyzna. Jeszcze zyl. Dalam mu ostatnie namaszczenie, czulam pokore, smutek. Zrozumialam, ze jest to moja misja w tym seansie. Jestem ksiedzem dajacym ostatnie namaszczenie umierajacym lub zmarlym. Potem znalazlam sie na polu dawnej bitwy, na ktorym musialy spoczywac dziesiatki tysiecy poleglych. Szlam rowem szerokosci okolo metra i wysokosci okolo 2 metrow, po lewej i prawej stronie w ziemi zagrzebane byly kosci i czaszki, resztki poleglych, widoczne poprzez te wykopy. Tragiczne miejsce, mialam wrazenie przez moment, ze jestem w Oswiecimiu, Holokaust. Znalazlam sie potem na normalnym cmentarzu i namaszczalam kadzidelkiem groby. Pomyslalam, ze jezeli juz mam do czynienia ze zmarlymi, to chcialabym zobaczyc moich zmarlych czlonkow rodziny. Zagladalam do innych domow, szukalam. W pewnym momencie znalazlam sie przed wielkim zamczyskiem, weszlam na jego dziedziniec, potem do srodka. Ujrzalam wielka sale, po srodku ktorej stal bardzo dlugi stol przy ktorym siedzialy dziesiatki zakonnic. Szacunkowo okolo 60 osob. Podchodzilam do kazdej z nich i przygladalam sie ich twarzom, ale nie rozpoznalam zadnej znajomej mi osoby. Troche bylo mi zal, ze nie spotkalam moich najblizszych. Powoli przyszedl czas powrotu do jaskini. Tam jak i na poczatku, zastalam obraz komnaty koscielnej i wielu ksiedzy oraz moich dwoch opiekunow – dostojnikow. Z jaskini-kosciola wyszlismy jako procesja, prowadzona przez moich dostojnikow. Na poczatku procesji niesiony byl krzyz. Po calkowitym wyjsciu z jaskini wracalam droga do brzegu morza juz tylko z moimi dwoma opiekunami. Czulam i szanowalam ich dostojnosc i range. Nie bylo skrotow, skokow do wody. Spokojny spacer droga do lodzi. Wsiedlismy do bardzo zwyklej lodzi, doplynelismy do ladu. Rozstanie, podziekowanie, blogoslawienstwo od obojga. Nie pamietam, czy i o czym rozmawialismy. Ale zapamietalam uczucie szacunku do nich. I bylam pod silnym wrazeniem tego scenariusza, tak klarownego obrazu, jakbym tam byla naprawde. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz