Podróże Świadomości... Zapis nietypowej podróży. Nietypowej, bo odbyła
się w wewnętrznych przestrzeniach... Wszyscy podróżujemy wewnętrznie,
chociaż bardzo rzadko robimy to świadomie. Robimy to kiedy powracamy
myślą do przeszłych wydarzeń lub planujemy przyszłość. A gdyby tak
eksplorować wewnętrzne przestrzenie odkrywając je podobnie jak to robimy
podróżując w świecie zewnętrznym? A gdyby tak tam zajrzeć i pozwolić
wszystkiemu się dziać?
Możemy podróżować wewnętrznie i choć te podróże są mniej popularne, to mi wydają się bardzo atrakcyjne. Wewnętrznie oznacza dla mnie więcej możliwości i mniej ograniczeń. Możemy podróżować nie tyko w przestrzeni, ale i w czasie. Możemy spotkać nie tylko realne istoty, ale też te całkowicie fikcyjne. Możemy porozmawiać zarówno z osobami żyjącymi jak i tymi, które już odeszły. Możemy rozmawiać ze zwierzętami i przedmiotami. Możemy spotkać się z duchowymi przewodnikami, przodkami, duchami, emocjami, bólem i porozmawiać z nimi jak z realnymi istotami... Możemy być drzewem, wiatrem, odległą galaktyką... Możemy przespacerować się po Marsie. Właściwie jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia. Pozwólcie, że podzielę się z Wami swoimi wrażeniami z podróży do głębi swojej podświadomości...
W słuchawkach usłyszałam rytmiczną muzykę, która skojarzyła mi się z Afryką i od razu przeniosła mnie w tamte rejony, gdzieś na plażę tuż przy brzegu oceanu... Zobaczyłam, że wokół mnie tańczą tubylcy - ciemnoskórzy mężczyźni, ubrani w spódniczki z trawy. Byłam trochę zdziwiona i zaczęłam się zastanawiać dlaczego tańczą wokół mnie. Coś we mnie zaprotestowało... Spojrzałam na siebie i zobaczyłam, że stoję w ogniu, ale chwilę później zrozumiałam, że ja po prostu jestem tym ogniem. Byłam ogniskiem, które tamtejsza ludność czci i szanuje. Przez chwilę nawet "podgrzewałam" im kociołek ze stawą, obejmując go płomieniami i ogrzewając. Było to ciekawe i przyjemne doświadczenie. Cel podróży był jednak inny. Musiałam przywołać swoich przewodników duchowych, którzy mieli mi towarzyszyć i zaprowadzić mnie do głębi mojej podświadomości. Przybyli Ci co zazwyczaj, biała młoda kobieta i ciemnoskóry, dojrzały mężczyzna - Hawajczyk. Wsiadłam z nimi do łódki, którą popłynęliśmy do podwodnego statku, którym miał przenieść mnie do głębi...
Towarzyszył mi lęk ponieważ nadal byłam ogniem, choć dla własnej wygody i komfortu przybrałam kształt ludzkiej sylwetki. Ogień zanurzający się w głębi oceanu, to było wyzwanie. W słuchawkach słyszałam głos Miry, która naprowadzała nas w istotnych momentach, zachęcała do dalszej podróży i zgodnie z jej sugestią postanowiłam zaufać i ruszyć dalej. Wkrótce razem z duchowymi przewodnikami dopłynęłam do ogromnego żaglowca, który mógł także zanurzać się i pływać pod wodą. Ucieszyłam się, bo miał szklane dno i kadłub, i dzięki temu mogłam bezpiecznie przyglądać się wodzie, która bardzo mnie intrygowała i ciekawiła. Miałam wrażenie, że z wzajemnością, a nawet, że nawiązała się pomiędzy nami nić sympatii. Zrobiło mi się trochę żal, że musi być między nami szklana bariera jednak po chwili zrozumiałam, że istnieje sposób dzięki, któremu możemy się połączyć. Szkło nie jest przecież barierą dla światła i bez problemu przekroczyłam ją wnikając w wodę najpierw pojedynczym promieniem światła, aby po chwili rozświetlić przestrzeń dookoła mnie, która już tylko powiększała się, aż objęła wszystkie morza i oceany na Ziemi. W trakcie poszerzania się rozświetlonej przestrzeni poczułam dwa razy mocne ukłucie w klatce piersiowej i cząstka tego bólu pozostała. Zobaczyłam ten ból jako ludzką, odtrąconą istotę. Rzeczywiście przecież ja go nigdy nie chciałam. To był kilkuletni chłopiec. Zrobiło mi się go żal i zapytałam czy mogę coś dla niego zrobić. Usłyszałam "Pokochaj mnie". Popatrzyłam na niego ze zrozumieniem i jednocześnie poczułam jak ból w klatce piersiowej rozprasza się, i ustępuje. Po chwili, już z perspektywy kosmosu obserwowałam Ziemię, na której oceany i morza przybrały kolor złota. Wtedy usłyszałam głos Miry, że zbliżamy się do statku i zrozumiałam, że podróż, którą miałam zacząć ja już właściwie zakończyłam. Po chwili namysłu postanowiłam cofnąć się w czasie i odbyć tę podróż jeszcze raz. W końcu to podróże świadomości, więc pomyślałam, że mogę przemieszczać się także w czasie. Tym razem jednak przybrałam ludzką postać, która po prostu zapadała się w głąb oceanu. Widziałam pływające w głębinach słonie i inne duże lądowe stworzenia. Zapadałam się coraz niżej i zrobiło się ciemniej. Na tym poziomie pływały mamuty, a ja ciągle bezwładnie opadałam w dół. Minęłam dinozaury i zrobiło się kompletnie ciemno. Czułam się trochę niekomfortowo, bo nic się nie działo tylko ja i ciemność... Po dłuższej chwili przybrałam postać ludzkiego płodu i zrozumiałam, że cofam się w czasie nie tylko poprzez dzieje Ziemi, ale także jako ludzka istota cofam się do momentu poczęcia. Płód, którym byłam stawał się coraz mniejszy. Czułam się błogo i bezpiecznie, więc chciałam pozostać już w tym stanie. Obawiałam się przekroczyć barierę swojego poczęcia i po prostu zniknąć... Na chwilę udało mi się zatrzymać ten proces. Wyraziłam intencję i w głębi pojawiła się roślina, która objęła mnie i zamknęła w czymś w rodzaju kołyski z liści. Po chwili jednak coś pociągnęło mnie znowu w dół. W końcu zniknęłam, nie było już mojej ludzkiej postaci. Jednak ciągle byłam, rejestrowałam dźwięki, doświadczałam... Szukałam swojej materialnej postaci jakby to było wyznacznikiem mojego istnienia... Nie mogłam znaleźć niczego takiego, a jednak byłam... Część mojej istoty potrzebowała określenia gdzie i czym jestem, i wtedy zrozumiałam, a raczej poczułam, że jestem wszystkim. Każdym dźwiękiem, obrazem, uczuciem, doznaniem... Jestem całą przestrzenią, której doświadczam, i choć nie ma mnie nigdzie to jestem wszędzie. Odpowiedź przyszła jakby z zewnątrz... Ja jestem tym wszystkim...
Zaczęłam poruszać się w górę już jako bezcielesna istota. W podwodnej głębi rozjaśniło się. Ponownie minęłam dinozaury, mamuty, słonie i wynurzyłam się. Otworzyłam oczy i powróciłam do "rzeczywistości". Renata Grzebała
Z podziękowaniami dla Miry i wszystkich uczestników, za stworzenie przestrzeni do tych doświadczeń Poznań 14-15.10.2017
Możemy podróżować wewnętrznie i choć te podróże są mniej popularne, to mi wydają się bardzo atrakcyjne. Wewnętrznie oznacza dla mnie więcej możliwości i mniej ograniczeń. Możemy podróżować nie tyko w przestrzeni, ale i w czasie. Możemy spotkać nie tylko realne istoty, ale też te całkowicie fikcyjne. Możemy porozmawiać zarówno z osobami żyjącymi jak i tymi, które już odeszły. Możemy rozmawiać ze zwierzętami i przedmiotami. Możemy spotkać się z duchowymi przewodnikami, przodkami, duchami, emocjami, bólem i porozmawiać z nimi jak z realnymi istotami... Możemy być drzewem, wiatrem, odległą galaktyką... Możemy przespacerować się po Marsie. Właściwie jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia. Pozwólcie, że podzielę się z Wami swoimi wrażeniami z podróży do głębi swojej podświadomości...
W słuchawkach usłyszałam rytmiczną muzykę, która skojarzyła mi się z Afryką i od razu przeniosła mnie w tamte rejony, gdzieś na plażę tuż przy brzegu oceanu... Zobaczyłam, że wokół mnie tańczą tubylcy - ciemnoskórzy mężczyźni, ubrani w spódniczki z trawy. Byłam trochę zdziwiona i zaczęłam się zastanawiać dlaczego tańczą wokół mnie. Coś we mnie zaprotestowało... Spojrzałam na siebie i zobaczyłam, że stoję w ogniu, ale chwilę później zrozumiałam, że ja po prostu jestem tym ogniem. Byłam ogniskiem, które tamtejsza ludność czci i szanuje. Przez chwilę nawet "podgrzewałam" im kociołek ze stawą, obejmując go płomieniami i ogrzewając. Było to ciekawe i przyjemne doświadczenie. Cel podróży był jednak inny. Musiałam przywołać swoich przewodników duchowych, którzy mieli mi towarzyszyć i zaprowadzić mnie do głębi mojej podświadomości. Przybyli Ci co zazwyczaj, biała młoda kobieta i ciemnoskóry, dojrzały mężczyzna - Hawajczyk. Wsiadłam z nimi do łódki, którą popłynęliśmy do podwodnego statku, którym miał przenieść mnie do głębi...
Towarzyszył mi lęk ponieważ nadal byłam ogniem, choć dla własnej wygody i komfortu przybrałam kształt ludzkiej sylwetki. Ogień zanurzający się w głębi oceanu, to było wyzwanie. W słuchawkach słyszałam głos Miry, która naprowadzała nas w istotnych momentach, zachęcała do dalszej podróży i zgodnie z jej sugestią postanowiłam zaufać i ruszyć dalej. Wkrótce razem z duchowymi przewodnikami dopłynęłam do ogromnego żaglowca, który mógł także zanurzać się i pływać pod wodą. Ucieszyłam się, bo miał szklane dno i kadłub, i dzięki temu mogłam bezpiecznie przyglądać się wodzie, która bardzo mnie intrygowała i ciekawiła. Miałam wrażenie, że z wzajemnością, a nawet, że nawiązała się pomiędzy nami nić sympatii. Zrobiło mi się trochę żal, że musi być między nami szklana bariera jednak po chwili zrozumiałam, że istnieje sposób dzięki, któremu możemy się połączyć. Szkło nie jest przecież barierą dla światła i bez problemu przekroczyłam ją wnikając w wodę najpierw pojedynczym promieniem światła, aby po chwili rozświetlić przestrzeń dookoła mnie, która już tylko powiększała się, aż objęła wszystkie morza i oceany na Ziemi. W trakcie poszerzania się rozświetlonej przestrzeni poczułam dwa razy mocne ukłucie w klatce piersiowej i cząstka tego bólu pozostała. Zobaczyłam ten ból jako ludzką, odtrąconą istotę. Rzeczywiście przecież ja go nigdy nie chciałam. To był kilkuletni chłopiec. Zrobiło mi się go żal i zapytałam czy mogę coś dla niego zrobić. Usłyszałam "Pokochaj mnie". Popatrzyłam na niego ze zrozumieniem i jednocześnie poczułam jak ból w klatce piersiowej rozprasza się, i ustępuje. Po chwili, już z perspektywy kosmosu obserwowałam Ziemię, na której oceany i morza przybrały kolor złota. Wtedy usłyszałam głos Miry, że zbliżamy się do statku i zrozumiałam, że podróż, którą miałam zacząć ja już właściwie zakończyłam. Po chwili namysłu postanowiłam cofnąć się w czasie i odbyć tę podróż jeszcze raz. W końcu to podróże świadomości, więc pomyślałam, że mogę przemieszczać się także w czasie. Tym razem jednak przybrałam ludzką postać, która po prostu zapadała się w głąb oceanu. Widziałam pływające w głębinach słonie i inne duże lądowe stworzenia. Zapadałam się coraz niżej i zrobiło się ciemniej. Na tym poziomie pływały mamuty, a ja ciągle bezwładnie opadałam w dół. Minęłam dinozaury i zrobiło się kompletnie ciemno. Czułam się trochę niekomfortowo, bo nic się nie działo tylko ja i ciemność... Po dłuższej chwili przybrałam postać ludzkiego płodu i zrozumiałam, że cofam się w czasie nie tylko poprzez dzieje Ziemi, ale także jako ludzka istota cofam się do momentu poczęcia. Płód, którym byłam stawał się coraz mniejszy. Czułam się błogo i bezpiecznie, więc chciałam pozostać już w tym stanie. Obawiałam się przekroczyć barierę swojego poczęcia i po prostu zniknąć... Na chwilę udało mi się zatrzymać ten proces. Wyraziłam intencję i w głębi pojawiła się roślina, która objęła mnie i zamknęła w czymś w rodzaju kołyski z liści. Po chwili jednak coś pociągnęło mnie znowu w dół. W końcu zniknęłam, nie było już mojej ludzkiej postaci. Jednak ciągle byłam, rejestrowałam dźwięki, doświadczałam... Szukałam swojej materialnej postaci jakby to było wyznacznikiem mojego istnienia... Nie mogłam znaleźć niczego takiego, a jednak byłam... Część mojej istoty potrzebowała określenia gdzie i czym jestem, i wtedy zrozumiałam, a raczej poczułam, że jestem wszystkim. Każdym dźwiękiem, obrazem, uczuciem, doznaniem... Jestem całą przestrzenią, której doświadczam, i choć nie ma mnie nigdzie to jestem wszędzie. Odpowiedź przyszła jakby z zewnątrz... Ja jestem tym wszystkim...
Zaczęłam poruszać się w górę już jako bezcielesna istota. W podwodnej głębi rozjaśniło się. Ponownie minęłam dinozaury, mamuty, słonie i wynurzyłam się. Otworzyłam oczy i powróciłam do "rzeczywistości". Renata Grzebała
Z podziękowaniami dla Miry i wszystkich uczestników, za stworzenie przestrzeni do tych doświadczeń Poznań 14-15.10.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz