Jestem
pastorem i służę kościołowi. Pojawiam się w jaskini i dostrzegam moich
opiekunów. Tym razem są to wysocy dostojnicy kościelni. Ubrani w odświętne
stroje, długie pozłacane sukmany, na głowie zdobione mitry. Witam ich
serdecznie po czym udaję się na brzeg jeziora żeby przystąpić do mojego
zadania. Przyciągam oczami światełko, które usadawia mi się na czole na
wysokości trzeciego oka. Swiatełko zamienia się w kulę, do której wchodzę swoją świadomością. Jestem w kuli i zaczynam się unosić, dostrzegam, że jaskinia
zamienia się w ogromny kosciół. Uniosłam się pod sam szczyt tej kaplicy,
przygladałam się pięknym witrażom i malowidłom. W miedzyczasie czesto pojawial
mi sie obraz malej podalpejskiej lub alpejskiej miejscowosci, w Szwajcarii,
Austrii lub Niemczech. Widzialam domy, czesciowo pokryte sniegiem gory,
kosciol. Obrazy mogace pochodzic ze sredniowiecza, ale mogly byc takze
wspolczesne. Tuz przed calkowitym opuszczeniem koscielnej jaskini oblecialam
lotem ptaka cala kule ziemska. Takze symboliczne obrazy. Bylam w indyjskiej
swiatyni, w Tybecie, Afryce, Brazylii, Watykanie, potem przenioslam sie
autentycznie w sredniowiecze. Obraz mial kolory brazowe, szare i czarne. Nie
widzialam zadnych innych kolorow. Znalazlam sie w roznych miejscach, ale zawsze
byly to iejsca zwiazane z kosciolem. Klasztory, zamczyska, koscioly. W pewnym
momencie przyblizylam sie do kamiennego sarkofagu, kamiennego ciala, zblizylam
sie na milimetry do twarzy po czym weszlam do srodka tego kamiennego ciala.
Wydostalam sie na zewnatrz jako ksiadz w dlugiej brazowej sukmanie, idac do
jakiegos domu w miasteczku. Otworzono mi, weszlam do domu i udalam sie prosto
do pokoju, w ktorym w lozku lezal bardzo stary umierajacy mezczyzna. Jeszcze
zyl. Dalam mu ostatnie namaszczenie, czulam pokore, smutek. Zrozumialam, ze
jest to moja misja w tym seansie. Jestem ksiedzem dajacym ostatnie namaszczenie
umierajacym lub zmarlym. Potem znalazlam sie na polu dawnej bitwy, na ktorym
musialy spoczywac dziesiatki tysiecy poleglych. Szlam rowem szerokosci okolo
metra i wysokosci okolo 2 metrow, po lewej i prawej stronie w ziemi zagrzebane
byly kosci i czaszki, resztki poleglych, widoczne poprzez te wykopy. Tragiczne
miejsce, mialam wrazenie przez moment, ze jestem w Oswiecimiu, Holokaust.
Znalazlam sie potem na normalnym cmentarzu i namaszczalam kadzidelkiem groby.
Pomyslalam, ze jezeli juz mam do czynienia ze zmarlymi, to chcialabym zobaczyc
moich zmarlych czlonkow rodziny. Zagladalam do innych domow, szukalam. W pewnym
momencie znalazlam sie przed wielkim zamczyskiem, weszlam na jego dziedziniec,
potem do srodka. Ujrzalam wielka sale, po srodku ktorej stal bardzo dlugi stol
przy ktorym siedzialy dziesiatki zakonnic. Szacunkowo okolo 60 osob.
Podchodzilam do kazdej z nich i przygladalam sie ich twarzom, ale nie
rozpoznalam zadnej znajomej mi osoby. Troche bylo mi zal, ze nie spotkalam
moich najblizszych. Powoli przyszedl czas powrotu do jaskini. Tam jak i na
poczatku, zastalam obraz komnaty koscielnej i wielu ksiedzy oraz moich dwoch
opiekunow – dostojnikow. Z jaskini-kosciola wyszlismy jako procesja, prowadzona
przez moich dostojnikow. Na poczatku procesji niesiony byl krzyz. Po calkowitym
wyjsciu z jaskini wracalam droga do brzegu morza juz tylko z moimi dwoma
opiekunami. Czulam i szanowalam ich dostojnosc i range. Nie bylo skrotow,
skokow do wody. Spokojny spacer droga do lodzi. Wsiedlismy do bardzo zwyklej
lodzi, doplynelismy do ladu. Rozstanie, podziekowanie, blogoslawienstwo od
obojga. Nie pamietam, czy i o czym rozmawialismy. Ale zapamietalam uczucie szacunku
do nich. I bylam pod silnym wrazeniem tego scenariusza, tak klarownego obrazu,
jakbym tam byla naprawde.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz