Podróż I. Szybko osiagam stan relaksu
i we wnętrzu mym pojawiają się obrazy wyprzedzające prowadzenie Miry. Na brzegu
oceanu nie spotykam żadnych przewodników, jedyne kogo spotykam to samą siebie, wsiadam do łodzi i zaczynam wiosłować – narracja Miry przestaje mieć znaczenie,
bo napływają zupełnie inne obrazy. Znika ocean i łódka znajduje się w ogromnej
przestrzeni, jak w kosmicznej mgławicy barwy perłowo źółtej, po brzegach
widzianego obrazu przechodzącej delikatnie w ciemność kosmosu. Nie czuję ciała,
jestem świadomością i obserwuję gigantyczny okrąg złożony z kamiennych dysków,
całość struktury obraca się w lewą stronę. Płaszczyzny dysków lekko nachodzą na
siebie ale się nie dotykają. Wiem, że każdy z nich jest odrębną strukturą informacyjną.
Po uświadomieniu tego faktu widzę jak dyski z okręgu rozpraszają się w
przestrzeni a do mnie dociera świadomość ,że każdy z nich jest wielkości
galaktyki. Następnie uświadamiam sobie, że znajduję się pośród kłębiastych
chmur o pastelowych barwach jasno filoletowo szarych z poblaskiem perłowego
złota, które przelewają się w swoich formach jak ciekły azot. Dostrzegam w nich
tunel z intensywnym złotym światłem a po prawej stronie tunelu stoi gigantyczny
wydłużony w proporcjach kamienny posąg – ciało ludzkie z głową koto-lwa dotykającą
złotego nieboskłonu. Wnikam w tunel i dostrzegam nad sobą w odległości kilku kilometrów,
powolnie wirująca gigantyczna piramidę (skala np. powierzchni Polski), obraca
się ona w prawo. Kiedy obserwuję jej ruch w tym samym momencie widzę nad sobą (świadomością)
rozgwieżdzone niebo a zarazem złoto-perłowy świt oświetlający podstawę
piramidy. Podchodzę na skraj podstawy, która zmienia się w kalejdoskop obrazów
starożytnych budowli . Jest tam Mohendżo-Daro, Teotihuacan, posągi z Wysp
Wielkanocnych, Chichen Itza, budowle megalityczne i wiele , wiele innych
których nierozpoznaję z obecnego życia i odkryć naszej cywilizacji. Kalejdoskop
ten, mknące i przenikające się obrazy zatrzymują się na kamiennej bramie, z
której emanuje jasno fioletowo-złote światło, która następnie defragmentuje się
a kamienie na nią składające się,
rozpraszają się po przestrzeni a ja zawisam otulona w tym świetle. Odczuwam
spokój i ciesze się stanem ciszy. Pojawia się przede mną ogromne oko
spoglądające na mnie zielonokryształową źrenicą. Przenikam przez nie i znajduję
się w biało-złotej przestrzeni. Przede
mną gigantyczny biały dzban, który dostrzegam od strony ucha a który powolnie
obraca się w lewo aby odsłonić swój przód, który jest sową. Prawe oko
sowy jest świetlistym kryształem. Kiedy
uświadamiam sobie, że tym dzbanem jestem ja , dzban sowa znika a ja lewituję
bezcieleśnie w ciszy. Stan ten trwa chwilę, widzenie zmienia się na
monochromatyczne, po czym pojawia się nade mną kamienna płyta o podstawie
kwadratu. Skala jej to jak powierzchnia Europy, z płyty wyrasta gigantyczne
kamienne drzewo liściaste, które pnie się swą koroną w nieskończoność nieba,
jakby opierało się o złoty nieboskłon – czuję jego monumentalność. Następny
obraz, to widzę siebie w ciele siedzącą w pozycji zazen, twarzą zwróconą do
drzewa , które zaczyna mnie przyciągać do siebie a następnie wchłania mnie.
Ciało me rozpuszcza się w nim, pozostaje czysta świadomość, radość ciszy, monumentalność chwili , widzę ogromne oko. JESTEM. …. koniec podróży.
Moje obserwacje: W trakcie sesji i po, na poziomie ciała odczuwalny ucisk wielkości spodeczka, na czubku głowy oraz poczucie jakbym płoneła a każda komórka bardzo szybko wibrowała od poziomu serca w górę głowy. Potrzeba uziemienia...
Podróż 2. Szybko osiągam stan wyciszenia i znajduję się na piaszczystej, rozłożystej plaży nad oceanem. Nie przybywają do mnie przewodnicy, tylko moi Przyjaciele Mira i Jacek ;). Witamy się braterskim objęciem i złożeniem u stóp swych wzajemnych pokłonów. Wsiadamy do łodzi, po czym Mira zmienia się w byka a Jacek w kota. Dopływamy do pierwszej wyspy, która jest skalista, niczym nie porośnięta i wygląda jak pień ściętego drzewa. Obchodzimy wyspę i znajdujemy w skale wejścia do trzech tuneli. Każdy wchodzi do swojego tunelu w pełną ciemność, wchodziMY w nią bez lęku. Kręty tunel przeistacza się w przestrzeń, którą lecimy. Lecąc dostrzegamy szczyt góry zbliżony do rozłożystego ostrosłupa foremnego (to ta sama góra, którą widziałam we ”śnie” w 2014 roku, na której również znajdowałam się z nimi. Pisalam im o tym. Szczyt góry jest zbliżony do ostrosłupa, zawieszony, otoczony zewsząd chmurami tak jakby wisiał poza czasem i przestrzenią. Lądujemy świadomością na górze i każdy z nas zasiada po swoje stronie szczytu. Czubek szczytu otoczony jest sferyczną wiązką złoto-platynowej energi. Obraz ten zanika i znów lecimy w ciszy, harmoni, w świetle pośród biało-złotych chmur. Nad nami i pod nami tafla, lustro nieskończonej wody. W stanie tym jako Świadomości trwamy jakiś czas a następnie powraca obraz szczytu. Jestem świadomością, obserwatorem, patrzę na obraz z góry i widzę nasze ciała siedzące w zazen, twarze nasze skierowane do środka szczytu góry. Jesteśmy na poziomie serc, między sobą połączeni złotym pasmem energi (podstawa bryły ostrosłupa ). Z czubka naszych głów emanuje snop złotobiałej energi (biegnie w nieskończoność). Dalej z centrum serca każdego z nas w kierunku szczytu góry, emanuje snop złoto – jasnozielonej energi. Na czubku energie nasze splatają się jak spirala DNA w jedno pasmo i promieniują w górę nieboskłonu. W paśmie tym pojawia się liczba ”9”, która wiruje w osi pionowej w prawą stronę i tak wirując przy wznoszeniu raz staje się liczbą ”6” a przy opadaniu na powrót liczbą ”9”. Obserwuję ten obraz chwilę po czym czuję, że zbliża się czas powrotu. Nie widzę już naszych ciał na szczycie ale jedynie snopy złoto- zielonej energi, które utrzymują kształt ostrosłupa foremnego, po czym delikatnie powoli wytracają formę spływając do wnętrza góry. Pojawia się obraz, jakby wycięty kawałek kadru, na którym widzę brzeg złotej łodzi na którym spoczywają oparte trzy dłonie również złote- są to nasz dłonie. Brzeg łodzi jest w centrum kadru. Wszystkie dłonie są lewe, dwie, moja i Jacka opiera się od strony wnętrza łodzi a dłoń Miry opiera się o krawędź od zewnętrznej strony łodzi i jest zlokalizowana w środku pomiędzy naszymi dłońmi. Następny i ostatni symbol to biało-złote gigantyczne zero, które skręca się w osemkę i obraca się do pozycji poziomej, stając się symbolem nieskończoności. ….koniec podróży.
Podróż 3. Intencja podróży: jaki jest cel spotkań moich, Miry i Jacka? Szybko osiągam stan relaksu. Na brzegu oceanu nie spotykam żadnych przewodników, znów jestem sama. Widzę siebie z góry, płynę wąską łódką (kanu), intensywnie wjosłuję. Łódź płynie w stronę światła, do którego jestem zwrócona plecami a twarzą w stronę ciemności. Następny obraz, to kamienne tunele jak w jaskiniach, na końcu których widzę złote światło. Wwędruję tymi tunelami jako świadomość. Czasami przyśpieszam, aby szybciej dojśc do światła, ale ono wtedy zaczyna się oddalać. Jjak zwalniam i przemieszczam się w równomiernym tempie, wylot tunelu się przybliża i zmienia się w kształt trójkąta równobocznego. Na tym złotym trójkącie w centrum boku, który jest podstawą, pojawia się zarys czarnej postaci – wiem , że to ja. Przechodzę przez ten trójkąt, wchodzę do jego środka i rozpoznaję, że znajduję się w centrum przestrzeni torusa przez którą przepływa złote światło. Jego wewnętrzne płaszczyzny rozłączają się w miejscu przecięcia osi pionowej i poziomej, górne części płaszczyzn zaczynają się łączyć ze sobą (jakby były zasysane ku górze). To samo dzieje się z dolnymi. Kanał torusa zaczyna się zasklepiać, dążąc do stworzenia sfery. Światło płynące kanałem znika, zostaję zamknęta w sferze w totalnej ciemności, nie mam żadnych emocji, nie odczuwam lęku. Obserwuję ten stan chwilę i rozpoznaję, że ta ciemność to Ja, rozpoznaje się jako czysta Świadomość, w ciemności odnajduje własne światło. Po chwili przebywania w tym uswiadomieniu zaczynam widzieć transparentny, krystaliczny trójkąt równoboczny, nałożony i przenikajacy ciemność – wiem, że to jest moje centrum. Pojawia się wiele struktur złożonych przestrzennie, są to fraktale koloru jasnofioletowego. Są to całe ściany, ciągi struktur, w wielu odnajduję trójkątne otwory wypełnione ciemnością. Mam świadomość obecności Miry i Jacka. Bez lęku wnikamy w te ciemne tunele, nasze zadanie to wnikać w ciemność i rozświetlać. Za każdym skokiem w mrok odnajdujemy światło, jakiś fraktal mocniej lub lżej świecący.
Moje obserwacje: W trakcie sesji i po, na poziomie ciała odczuwalny ucisk wielkości spodeczka, na czubku głowy oraz poczucie jakbym płoneła a każda komórka bardzo szybko wibrowała od poziomu serca w górę głowy. Potrzeba uziemienia...
Podróż 2. Szybko osiągam stan wyciszenia i znajduję się na piaszczystej, rozłożystej plaży nad oceanem. Nie przybywają do mnie przewodnicy, tylko moi Przyjaciele Mira i Jacek ;). Witamy się braterskim objęciem i złożeniem u stóp swych wzajemnych pokłonów. Wsiadamy do łodzi, po czym Mira zmienia się w byka a Jacek w kota. Dopływamy do pierwszej wyspy, która jest skalista, niczym nie porośnięta i wygląda jak pień ściętego drzewa. Obchodzimy wyspę i znajdujemy w skale wejścia do trzech tuneli. Każdy wchodzi do swojego tunelu w pełną ciemność, wchodziMY w nią bez lęku. Kręty tunel przeistacza się w przestrzeń, którą lecimy. Lecąc dostrzegamy szczyt góry zbliżony do rozłożystego ostrosłupa foremnego (to ta sama góra, którą widziałam we ”śnie” w 2014 roku, na której również znajdowałam się z nimi. Pisalam im o tym. Szczyt góry jest zbliżony do ostrosłupa, zawieszony, otoczony zewsząd chmurami tak jakby wisiał poza czasem i przestrzenią. Lądujemy świadomością na górze i każdy z nas zasiada po swoje stronie szczytu. Czubek szczytu otoczony jest sferyczną wiązką złoto-platynowej energi. Obraz ten zanika i znów lecimy w ciszy, harmoni, w świetle pośród biało-złotych chmur. Nad nami i pod nami tafla, lustro nieskończonej wody. W stanie tym jako Świadomości trwamy jakiś czas a następnie powraca obraz szczytu. Jestem świadomością, obserwatorem, patrzę na obraz z góry i widzę nasze ciała siedzące w zazen, twarze nasze skierowane do środka szczytu góry. Jesteśmy na poziomie serc, między sobą połączeni złotym pasmem energi (podstawa bryły ostrosłupa ). Z czubka naszych głów emanuje snop złotobiałej energi (biegnie w nieskończoność). Dalej z centrum serca każdego z nas w kierunku szczytu góry, emanuje snop złoto – jasnozielonej energi. Na czubku energie nasze splatają się jak spirala DNA w jedno pasmo i promieniują w górę nieboskłonu. W paśmie tym pojawia się liczba ”9”, która wiruje w osi pionowej w prawą stronę i tak wirując przy wznoszeniu raz staje się liczbą ”6” a przy opadaniu na powrót liczbą ”9”. Obserwuję ten obraz chwilę po czym czuję, że zbliża się czas powrotu. Nie widzę już naszych ciał na szczycie ale jedynie snopy złoto- zielonej energi, które utrzymują kształt ostrosłupa foremnego, po czym delikatnie powoli wytracają formę spływając do wnętrza góry. Pojawia się obraz, jakby wycięty kawałek kadru, na którym widzę brzeg złotej łodzi na którym spoczywają oparte trzy dłonie również złote- są to nasz dłonie. Brzeg łodzi jest w centrum kadru. Wszystkie dłonie są lewe, dwie, moja i Jacka opiera się od strony wnętrza łodzi a dłoń Miry opiera się o krawędź od zewnętrznej strony łodzi i jest zlokalizowana w środku pomiędzy naszymi dłońmi. Następny i ostatni symbol to biało-złote gigantyczne zero, które skręca się w osemkę i obraca się do pozycji poziomej, stając się symbolem nieskończoności. ….koniec podróży.
Moje obserwacje: W trakcie sesji i po, na
poziomie ciała odczuwalne na wysokości klatki piersiowej delikatne mrowienie, jak
przepięcia prądu.
Podróż 3. Intencja podróży: jaki jest cel spotkań moich, Miry i Jacka? Szybko osiągam stan relaksu. Na brzegu oceanu nie spotykam żadnych przewodników, znów jestem sama. Widzę siebie z góry, płynę wąską łódką (kanu), intensywnie wjosłuję. Łódź płynie w stronę światła, do którego jestem zwrócona plecami a twarzą w stronę ciemności. Następny obraz, to kamienne tunele jak w jaskiniach, na końcu których widzę złote światło. Wwędruję tymi tunelami jako świadomość. Czasami przyśpieszam, aby szybciej dojśc do światła, ale ono wtedy zaczyna się oddalać. Jjak zwalniam i przemieszczam się w równomiernym tempie, wylot tunelu się przybliża i zmienia się w kształt trójkąta równobocznego. Na tym złotym trójkącie w centrum boku, który jest podstawą, pojawia się zarys czarnej postaci – wiem , że to ja. Przechodzę przez ten trójkąt, wchodzę do jego środka i rozpoznaję, że znajduję się w centrum przestrzeni torusa przez którą przepływa złote światło. Jego wewnętrzne płaszczyzny rozłączają się w miejscu przecięcia osi pionowej i poziomej, górne części płaszczyzn zaczynają się łączyć ze sobą (jakby były zasysane ku górze). To samo dzieje się z dolnymi. Kanał torusa zaczyna się zasklepiać, dążąc do stworzenia sfery. Światło płynące kanałem znika, zostaję zamknęta w sferze w totalnej ciemności, nie mam żadnych emocji, nie odczuwam lęku. Obserwuję ten stan chwilę i rozpoznaję, że ta ciemność to Ja, rozpoznaje się jako czysta Świadomość, w ciemności odnajduje własne światło. Po chwili przebywania w tym uswiadomieniu zaczynam widzieć transparentny, krystaliczny trójkąt równoboczny, nałożony i przenikajacy ciemność – wiem, że to jest moje centrum. Pojawia się wiele struktur złożonych przestrzennie, są to fraktale koloru jasnofioletowego. Są to całe ściany, ciągi struktur, w wielu odnajduję trójkątne otwory wypełnione ciemnością. Mam świadomość obecności Miry i Jacka. Bez lęku wnikamy w te ciemne tunele, nasze zadanie to wnikać w ciemność i rozświetlać. Za każdym skokiem w mrok odnajdujemy światło, jakiś fraktal mocniej lub lżej świecący.
Narrator/prowadzący sesję
prosi o spotkanie z własną podświadomością. Dostrzegam kryształowy ostrosłup
foremny a w nim kulistą strukturę o zawiłej ażurowej, koronkowej, pulsującej,
drgającej powierzchni koloru fioletowo-białego ze złotą wibrującą otoczką.
Obserwuję moją podswiadomość, odczuwam stan ciszy i spokoju, nie mam do niej
żadnych pytań poza powtórzeniem intencji: odkrycie celu spotkań naszej tróki
na płaszczyznach pozamaterialnych. Pojawia się natychmiast kamienna ściana
ułożona ciasno z wąskich kamieni. Pośrodku niej znajduje się przejście, nie za szeroka
brama a po obu jej stronach są male otwory, okna. Przez bramę i tylko nią
wpada delikatne złoto-platynowe światło, brama zaczyna się rozpadać na
poszczególne kamienie, które formują gigantyczny pierścień wyglądajacy z daleka
jak pas asteroidów. Pierścień ten majestatycznie powoli wiruje w lewą stronę
poniżej tego kręgu przez jego centrum, w dole widać promieniujące blaskiem,
sferyczne, biało-złoto-platynowe światło. Ten pierścień wraz ze światłem zmienia
się w gigantyczne oko. Czuję pełne spokoju, równomierne odciąganie w tył przez
ogromną niewyobrażalną siłę … poddaję się jej i temu odczuciu. Zaczynam zatapiać
się w ciemność. Sunę powoli, nieważko oddalam się od oka, które staje się
galaktyką widzianą z oddali kosmosu. Perspektywa coraz większa, rozrasta się do
supergromady - zgrupowania setek, tysięcy grup i gromad galaktyk – rozrasta się
do skali monumentalnej i trudnej do opisania i objęcia świadomością. Obserwując
tą hiper skalę cały czas jestem odciągana prze SIŁĘ, jestem jej częścią. Jestem
usytułowana ”tyłem” świadomości w stronę czerni a ”przodem” świadomości
zwrócona w stron poszerzającego się obrazu wszechświatów. Kiedy rozpoznaję w
świadomości, że obserwuję nieskończoność, to cała ta przestrzeń, poszczególne
jej elementy (wszechswiaty, galaktyki) zmieniają się w złote karty, które
zaczynają się na siebie nakładać jak kartki w ryzie papieru. Następnie cała ta
ryza spłaszcza się do jednej złotej karty ”tabula rasa”. Jestem otoczona
czernią, wpadam przez nią do tunelu, nie odczuwam lęku i żadnych emocji.
Przemieszczam się świadomością w niej, aby raptownie uświadomić sobie, że ten
tunel doprowadza mnie do wnętrza mego domu. Wracam do domu, wchodzę do niego od
jego środka, nie przez drzwi tylko od wnętrza. …. Koniec podróży.
Dłuższa chwila powracania
w świadomości na poziom ciała świadomość spotkania JAM JEST, BOGA, ŹRÓDŁA
Aleksandra Walczak
Aleksandra Walczak