wtorek, 16 stycznia 2018

ISTNIENIE W METAWSZECHŚWIECIE - podróże Aleksandry Walczak


Podróż I. Szybko osiagam stan relaksu i we wnętrzu mym pojawiają się obrazy wyprzedzające prowadzenie Miry. Na brzegu oceanu nie spotykam żadnych przewodników, jedyne kogo spotykam to samą siebie, wsiadam do łodzi i zaczynam wiosłować – narracja Miry przestaje mieć znaczenie, bo napływają zupełnie inne obrazy. Znika ocean i łódka znajduje się w ogromnej przestrzeni, jak w kosmicznej mgławicy barwy perłowo źółtej, po brzegach widzianego obrazu przechodzącej delikatnie w ciemność kosmosu. Nie czuję ciała, jestem świadomością i obserwuję gigantyczny okrąg złożony z kamiennych dysków, całość struktury obraca się w lewą stronę. Płaszczyzny dysków lekko nachodzą na siebie ale się nie dotykają. Wiem, że każdy z nich jest odrębną strukturą informacyjną. Po uświadomieniu tego faktu widzę jak dyski z okręgu rozpraszają się w przestrzeni a do mnie dociera świadomość ,że każdy z nich jest wielkości galaktyki. Następnie uświadamiam sobie, że znajduję się pośród kłębiastych chmur o pastelowych barwach jasno filoletowo szarych z poblaskiem perłowego złota, które przelewają się w swoich formach jak ciekły azot. Dostrzegam w nich tunel z intensywnym złotym światłem a po prawej stronie tunelu stoi gigantyczny wydłużony w proporcjach kamienny posąg – ciało ludzkie z głową koto-lwa dotykającą złotego nieboskłonu. Wnikam w tunel i dostrzegam nad sobą w odległości kilku kilometrów, powolnie wirująca gigantyczna piramidę (skala np. powierzchni Polski), obraca się ona w prawo. Kiedy obserwuję jej ruch w tym samym momencie widzę nad sobą (świadomością) rozgwieżdzone niebo a zarazem złoto-perłowy świt oświetlający podstawę piramidy. Podchodzę na skraj podstawy, która zmienia się w kalejdoskop obrazów starożytnych budowli . Jest tam Mohendżo-Daro, Teotihuacan, posągi z Wysp Wielkanocnych, Chichen Itza, budowle megalityczne i wiele , wiele innych których nierozpoznaję z obecnego życia i odkryć naszej cywilizacji. Kalejdoskop ten, mknące i przenikające się obrazy zatrzymują się na kamiennej bramie, z której emanuje jasno fioletowo-złote światło, która następnie defragmentuje się a kamienie na nią  składające się, rozpraszają się po przestrzeni a ja zawisam otulona w tym świetle. Odczuwam spokój i ciesze się stanem ciszy. Pojawia się przede mną ogromne oko spoglądające na mnie zielonokryształową źrenicą. Przenikam przez nie i znajduję się w biało-złotej przestrzeni. Przede mną gigantyczny biały dzban, który dostrzegam od strony ucha a który powolnie obraca się w lewo aby odsłonić swój przód, który jest sową. Prawe oko sowy jest świetlistym kryształem. Kiedy uświadamiam sobie, że tym dzbanem jestem ja , dzban sowa znika a ja lewituję bezcieleśnie w ciszy. Stan ten trwa chwilę, widzenie zmienia się na monochromatyczne, po czym pojawia się nade mną kamienna płyta o podstawie kwadratu. Skala jej to jak powierzchnia Europy, z płyty wyrasta gigantyczne kamienne drzewo liściaste, które pnie się swą koroną w nieskończoność nieba, jakby opierało się o złoty nieboskłon – czuję jego monumentalność. Następny obraz, to widzę siebie w ciele siedzącą w pozycji zazen, twarzą zwróconą do drzewa , które zaczyna mnie przyciągać do siebie a następnie wchłania mnie. Ciało me rozpuszcza się w nim, pozostaje czysta świadomość, radość ciszy, monumentalność chwili , widzę ogromne oko. JESTEM. …. koniec podróży.
Moje obserwacje: W trakcie sesji i po, na poziomie ciała odczuwalny ucisk wielkości spodeczka, na czubku głowy oraz poczucie jakbym płoneła a każda komórka bardzo szybko wibrowała od poziomu serca w górę głowy. Potrzeba uziemienia...

Podróż 2. Szybko osiągam stan wyciszenia i znajduję się na piaszczystej, rozłożystej plaży nad oceanem. Nie przybywają do mnie przewodnicy, tylko moi Przyjaciele Mira i Jacek ;). Witamy się braterskim objęciem i złożeniem u stóp swych wzajemnych pokłonów. Wsiadamy do łodzi, po czym Mira zmienia się w byka a Jacek w kota. Dopływamy do pierwszej wyspy, która jest skalista, niczym nie porośnięta i wygląda jak pień ściętego drzewa. Obchodzimy wyspę i znajdujemy w skale wejścia do trzech tuneli. Każdy wchodzi do swojego tunelu w pełną ciemność, wchodziMY w nią bez lęku. Kręty tunel przeistacza się w przestrzeń, którą lecimy. Lecąc dostrzegamy szczyt góry zbliżony do rozłożystego ostrosłupa foremnego (to ta sama góra, którą widziałam we ”śnie” w 2014 roku, na której również znajdowałam się z nimi. Pisalam im o tym. Szczyt góry jest zbliżony do ostrosłupa, zawieszony, otoczony zewsząd chmurami tak jakby wisiał poza czasem i przestrzenią. Lądujemy świadomością na górze i każdy z nas zasiada po swoje stronie szczytu. Czubek szczytu otoczony jest sferyczną wiązką złoto-platynowej energi. Obraz ten zanika i znów lecimy w ciszy, harmoni, w świetle pośród biało-złotych chmur. Nad nami i pod nami tafla, lustro nieskończonej wody. W stanie tym jako Świadomości trwamy jakiś czas a następnie powraca obraz szczytu. Jestem świadomością, obserwatorem, patrzę na obraz z góry i widzę nasze ciała siedzące w zazen, twarze nasze skierowane do środka szczytu góry. Jesteśmy na poziomie serc, między sobą połączeni złotym pasmem energi (podstawa bryły ostrosłupa ). Z czubka naszych głów emanuje snop złotobiałej energi (biegnie w nieskończoność). Dalej z centrum serca każdego z nas w kierunku szczytu góry, emanuje snop złoto – jasnozielonej energi. Na czubku energie nasze splatają się jak spirala DNA w jedno pasmo i promieniują w górę nieboskłonu. W paśmie tym pojawia się liczba ”9”, która wiruje w osi pionowej w prawą stronę i tak wirując przy wznoszeniu raz staje się liczbą ”6” a przy opadaniu na powrót liczbą ”9”. Obserwuję ten obraz chwilę po czym czuję, że zbliża się czas powrotu. Nie widzę już naszych ciał na szczycie ale jedynie snopy złoto- zielonej energi, które utrzymują kształt ostrosłupa foremnego, po czym delikatnie powoli wytracają formę spływając do wnętrza góry. Pojawia się obraz, jakby wycięty kawałek kadru, na którym widzę brzeg złotej łodzi na którym spoczywają oparte trzy dłonie również złote- są to nasz dłonie. Brzeg łodzi jest w centrum kadru. Wszystkie dłonie są lewe, dwie, moja i Jacka opiera się od strony wnętrza łodzi a dłoń Miry opiera się o krawędź od zewnętrznej strony łodzi i jest zlokalizowana w środku pomiędzy naszymi dłońmi. Następny i ostatni symbol to biało-złote gigantyczne zero, które skręca się w osemkę i obraca się do pozycji poziomej, stając się symbolem nieskończoności. ….koniec podróży.
Moje obserwacje: W trakcie sesji i po, na poziomie ciała odczuwalne na wysokości klatki piersiowej delikatne mrowienie, jak przepięcia prądu.

Podróż 3. Intencja podróży: jaki jest cel spotkań moich, Miry i Jacka? Szybko osiągam stan relaksu. Na brzegu oceanu nie spotykam żadnych przewodników, znów jestem sama. Widzę siebie z góry, płynę wąską łódką (kanu), intensywnie wjosłuję. Łódź płynie w stronę światła, do którego jestem zwrócona plecami a twarzą w stronę ciemności. Następny obraz, to kamienne tunele jak w jaskiniach, na końcu których widzę złote światło. Wwędruję tymi tunelami jako świadomość. Czasami przyśpieszam, aby szybciej dojśc do światła, ale ono wtedy zaczyna się oddalać. Jjak zwalniam i przemieszczam się w równomiernym tempie, wylot tunelu się przybliża i zmienia się w kształt trójkąta równobocznego. Na tym złotym trójkącie w centrum boku, który jest podstawą, pojawia się zarys czarnej postaci – wiem , że to ja. Przechodzę przez ten trójkąt, wchodzę do jego środka i rozpoznaję, że znajduję się w centrum przestrzeni torusa przez którą przepływa złote światło. Jego wewnętrzne płaszczyzny rozłączają się w miejscu przecięcia osi pionowej i poziomej, górne części płaszczyzn zaczynają się łączyć ze sobą (jakby były zasysane ku górze). To samo dzieje się z dolnymi. Kanał torusa zaczyna się zasklepiać, dążąc do stworzenia sfery. Światło płynące kanałem znika, zostaję zamknęta w sferze w totalnej ciemności, nie mam żadnych emocji, nie odczuwam lęku. Obserwuję ten stan chwilę i rozpoznaję, że ta ciemność to Ja, rozpoznaje się jako czysta Świadomość, w ciemności odnajduje własne światło. Po chwili przebywania w tym uswiadomieniu zaczynam widzieć transparentny, krystaliczny trójkąt równoboczny, nałożony i przenikajacy ciemność – wiem, że to jest moje centrum. Pojawia się wiele struktur złożonych przestrzennie, są to fraktale koloru jasnofioletowego. Są to całe ściany, ciągi struktur, w wielu odnajduję trójkątne otwory wypełnione ciemnością. Mam świadomość obecności Miry i Jacka. Bez lęku wnikamy w te ciemne tunele, nasze zadanie to wnikać w ciemność i rozświetlać. Za każdym skokiem w mrok odnajdujemy światło, jakiś fraktal mocniej lub lżej świecący.
Narrator/prowadzący sesję prosi o spotkanie z własną podświadomością. Dostrzegam kryształowy ostrosłup foremny a w nim kulistą strukturę o zawiłej ażurowej, koronkowej, pulsującej, drgającej powierzchni koloru fioletowo-białego ze złotą wibrującą otoczką. Obserwuję moją podswiadomość, odczuwam stan ciszy i spokoju, nie mam do niej żadnych pytań poza powtórzeniem intencji: odkrycie celu spotkań naszej tróki na płaszczyznach pozamaterialnych. Pojawia się natychmiast kamienna ściana ułożona ciasno z wąskich kamieni. Pośrodku niej znajduje się przejście, nie za szeroka brama a po obu jej stronach są male otwory, okna. Przez bramę i tylko nią wpada delikatne złoto-platynowe światło, brama zaczyna się rozpadać na poszczególne kamienie, które formują gigantyczny pierścień wyglądajacy z daleka jak pas asteroidów. Pierścień ten majestatycznie powoli wiruje w lewą stronę poniżej tego kręgu przez jego centrum, w dole widać promieniujące blaskiem, sferyczne, biało-złoto-platynowe światło. Ten pierścień wraz ze światłem zmienia się w gigantyczne oko. Czuję pełne spokoju, równomierne odciąganie w tył przez ogromną niewyobrażalną siłę … poddaję się jej i temu odczuciu. Zaczynam zatapiać się w ciemność. Sunę powoli, nieważko oddalam się od oka, które staje się galaktyką widzianą z oddali kosmosu. Perspektywa coraz większa, rozrasta się do supergromady - zgrupowania setek, tysięcy grup i gromad galaktyk – rozrasta się do skali monumentalnej i trudnej do opisania i objęcia świadomością. Obserwując tą hiper skalę cały czas jestem odciągana prze SIŁĘ, jestem jej częścią. Jestem usytułowana ”tyłem” świadomości w stronę czerni a ”przodem” świadomości zwrócona w stron poszerzającego się obrazu wszechświatów. Kiedy rozpoznaję w świadomości, że obserwuję nieskończoność, to cała ta przestrzeń, poszczególne jej elementy (wszechswiaty, galaktyki) zmieniają się w złote karty, które zaczynają się na siebie nakładać jak kartki w ryzie papieru. Następnie cała ta ryza spłaszcza się do jednej złotej karty ”tabula rasa”. Jestem otoczona czernią, wpadam przez nią do tunelu, nie odczuwam lęku i żadnych emocji. Przemieszczam się świadomością w niej, aby raptownie uświadomić sobie, że ten tunel doprowadza mnie do wnętrza mego domu. Wracam do domu, wchodzę do niego od jego środka, nie przez drzwi tylko od wnętrza. …. Koniec podróży.
Dłuższa chwila powracania w świadomości na poziom ciała świadomość spotkania JAM JEST, BOGA, ŹRÓDŁA
Aleksandra Walczak

wtorek, 9 stycznia 2018

Spotkanie z Bogiem - Hala Strusiewicz



Podróże Świadomości - 02.12.2017 r. Zobaczyłam okiem Orła, który stał na skale góry- spadające wodospady i wszechogarniającą zieleń w różnych jej kolorach... odcieniach... szumiał wiatr... szumiała głośno woda... a nad nami płynące chmury. Moja Świadomość stanęła obok Orła i podziwiała jego piwne oko pociete czarna pajeczynką jakby siateczką - mocarny dziób... i królewska głowę. Promieniował potęgą...dostojnościa...moca i siłą... królował w tych przestworzach. Zawołana komendą Miry zleciałam jako Świadomość razem z Orłem na plażę - zawołałam chmurkę i oddałam jej swój świat TU /moich Synów-siebie-dom-kluczyki od samochodu/ - zawiązałam i odesłałam chmurke daleko w niebo. Z dżungli wyłoniła sie Czarna Pantera - jako drugi mój Opiekun.Razem wznieslismy sie w powietrze siłą naszych mysli- pod nami rozległe wody a my lekko płynęlismy bez żadnego oporu .. nawet nie czując wiatru...i ja po środku moich Opiekunów. Przed nami ukazała się biała budowla jakby z kredy... może wapienia i siegała aż do chmur. Miała budowę warstwową niczym piętrowy tort - od największego koła po coraz mniejsze az po szpic. Przypominała jakby jakąś kosmiczną wyrzutnię. Usiedliśmy na dolnym...było cicho... żadnej żywej istoty.... popłynęlismy na iglicę a stąd rozpoczęlismy lot w KOSMOS. Lecieliśmy chyba z prędkością światła - słysząc gwizd i szum i tak jakby coś nas wciągało. Pokonywalismy OKRĄGŁE BRAMY.. jedną za drugą - tak jakby przelatując z jednego świata w drugi i nastepny...Początkowo otaczały nas kolory granatu..szarosci... czerni...popielu..dymu...mgły..które zaczęły ustępować jaśniejszym...aż pojawiły sie lazury w różnych odcieniach. Dolecielismy do ogromnych białych postaci otoczonych przecudnym lazurem - tak jakby były wyrzeźbione w białym wapieniu...stały jeden obok drugiego..szeregowo..nieruchomo a tylko oczy były ruchome. Patrzylismy na nich z dołu. Zadałam sobie pytanie: co to?? kto to?? Od moich Opiekunów usłyszałam: " nie bój sie...".."nie bój się"".. Gdzieś wysoko nad nimi ujrzałam energie koloru różu, lazuru i złota. Zaczęlismy lecieć w górę... Mijalismy pojedyncze OKA... jedno za drugim.. łagodne...mrugające. Pojawiały sie i znikały. Ciągle słyszałam głos moich Opiekunów: "nie bój się".... "nie bój się"... Dolecielismy do ogromnej, monumentalnej białej postaci.Staneliśmy u jej dołu.To była męska starsza postać... z włosami do ramion... i białej szacie - ale też budową podobna do tych postaci, które minęliśmy po drodze- też jakby wyrzeźbiona z kredy czy wapienia ale wykonująca ruchy. Z dołu ujrzeliśmy, że postać otoczona jest kryształowymi kolorami /róż, błękit, złoto/. W pewnej chwili postać ta ruchem ręki zagarnęła tę krystaliczną energię, utorzyła kryształową kulę i nam podała. Telepatycznie zapytałam Opiekunów :"kto to??" - "to Bóg" usłyszałam... byłam nawet trochę ździwiona, że taki prosty... bez żadnych fajerwerków... sam... Z tej jednej kuli zrobiły sie trzy i każdy z nas poczuł i zobaczył ją w sobie- w czakrze Serca jako świetlisty kryształ w trójkolorze: różowo-lazurowo-złotym. Usłyszałam wracamy. Pokłonilismy się .... i zobaczyłam plażę. Pożegnałam się z Opiekunami dziękując za wspólną podróż: Panterą, która wzięła mnie w swoje ramiona i po twarzy liznęła mnie swoim różowym językiem... Wtuliłam się w pióra Orła, który schował mnie w swoje skrzydła....i odleciał.















 Zdjecia orła i pantery: internet
Zdjecie kosmosu:futuristech.info