Podczas tej podróży z HoloSync® 3D wystawiona zostałam na wiele prób. Pierwszą było podjęcie decyzji podczas kosmicznego lotu, czy chce wejść do portalu, widocznego jako gigantyczne koło z tęczową błoną wewnątrz, jak w bańce mydlanej. Statek dwukrotnie do niego podchodził i dopiero za drugim razem zdecydowałam się tam wlecieć. Po przekroczeniu portalu ukazała się po chwili inna sceneria. Wszystko było w odcieniach brązu, jakbym leciała do przeszłości. Ukazała mi się gigantyczna budowla, jakby wielkie zamczysko, miasto, cywilizacja…. Otaczający go mur, sięgający około 50 metrów, potem dalej, setki metrów w górę, tak jak by to była budowla wykuta w ogromnej skale…
Przed wejściem do tego miasta / tej cywilizacji należało przejść przez gęstą, czarno-brązową, zawiesistą ciecz zawartą w niewielkim stawie. Jeśli po wyjściu z niego ciało oblepione będzie szlamem, wejście do miasta będzie niedostępne. Przeszłam ta próbę pomyślnie, choć każdą cząstką ciała czułam, jak brnę w tej gęstej, lepkiej cieczy, która stała się dla mnie synonimem naszego cienia.
Po przejściu tej próby nałożono na mnie białą, długą do kostek szatę. Kolejną próbą było przejście korytarzem na kształt arkady, na podłodze której rozsypane były kryształy z ostrymi nieregularnościami i końcówkami, które mogły skaleczyć stopy. Podczas tej drogi bałam się trochę, że się pokaleczę, ale te kryształy zaczęły się rozsuwać, dając mi przestrzeń do swobodnego przejścia. Rozsuwając się, tworzyły piękne struktury krystaliczne. Dowiedziałam się, że warunkiem takiej reakcji kryształów było pojawienie się osoby z wewnętrzną harmonią.
Przeszłam kolejna próbę i znalazłam się przed dwiema przeszklonymi windami. Jedną z nich miałam pojechać. Jedna zjeżdżała w dół, odwożąc osobę z powrotem do miejsca, z którego była transmitowana na ziemię. Druga winda wjeżdżało się do środka miasta, do centrum tej cywilizacji. Otworzyły się drzwi do tej drugiej. Gdy już wjechałam te kilkaset metrów w górę i wyszłam z windy, miałam nadal wrażenie, że jest to miasto wykute w skale, w ogromnym pasmie górskim. Nie można było objąć wzrokiem całości. Kilkakrotnie udawało mi się w innych podróżach świadomości obejrzeć ta krainę z lotu ptaka. Rozpoznawałam ją. Była to wyspa lub półwysep, całkowicie pokryta skałami, zielenią i widocznymi budowlami, których architektura pięknie zestrajała się z naturą, z górskim krajobrazem. Znalazłam się w wielkiej, wysokiej hali, będącej centrum spotkań, obrad, centrum życia wspólnoty. Chciałam wiedzieć, jaka była struktura tej wspólnoty. Miało się wrażenie, ze wszyscy byli sobie równi, ale w tle dotarła do mnie informacja, ze jest rada starszych, ale bez hierarchii. Tzn. decyzje podejmowała rada po wcześniejszych obradach wspólnoty. Ale ponieważ panowała tam totalna harmonia, nie potrzebna była żadna władza. Wszystko funkcjonowało tam bezkolizyjnie. Dorośli członkowie wspólnoty mieli określone obowiązki, pracowali, nie było tam kast, różnic społecznych, wszędzie panował widoczny dostatek. Każda rodzina miała przestronne mieszkania, które zostały mi pokazane. Uderzało bogactwo ozdobnych czar, obficie wypełnionych przeróżnymi gatunkami owoców czy innych smakołyków i kielichy z napojami. W każdym mieszkaniu, w przestrzeniach otwartych, arkanach z widokiem na wierzchołki pasm górskich. Dobrostan i harmonia, która tam panowała, to jedno. Moje zaciekawienie dotyczyło także samych mieszkańców tej wspólnoty. Ich piękno wewnętrzne i totalny spokój po prostu zniewalał. Określali siebie potomkami cywilizacji Atlanty, do której nikt i nigdzie nie znajdzie dostępu. Można mieć dostęp wyłącznie za pomocą wysoko zaawansowanej telepatii. Bo odbywa się to w równoległych rzeczywistościach. Miałam to szczęście dzięki podróżom świadomości. Nie zdążyłam jednak wejść z nimi w bezpośrednią, dłuższą relację. Wzywana do powrotu, musiałam moja podróż w tym miejscu zakończyć.